„Zgubieni przez cyberekshibicjonizm”

Najnowsze badania Europejskiego Barometru pokazują, że 48 procent Polaków, którzy mają dostęp do Internetu korzystają z serwisów społecznościowych. Łapczywie kolekcjonujemy znajomych, dzielimy się informacjami ze swojego życia, chętnie publikujemy zdjęcia albo filmy wideo. Najnowszy sondaż Digital Life (przeprowadzony przez ośrodek badawczy Pentor) pokazuje, że Polaków cechuje ogromna wręcz otwartość, aż 80 proc. internautów chętnie publikuje swoje zdjęcia. Aktualnie najbardziej popularnym serwisem społecznościowym jest Facebook. I to właśnie ten portal potrafi zakończyć karierę. Oto kilka przykładów.


Afgańskie majtki
Maciej Zegarski był asystentem Radosława Sikorskiego – ministra spraw zewnętrznych. Podczas służbowego wyjazdu do Afganistanu postanowił zażartować i wykonał, zabawne jak sądził zdjęcie: własny portret w wojskowym hełmie udekorowanym fioletowymi stringami. Zdjęcie pokazał kolegom z ministerstwa, wszystkim się podobała. Postanowił zatem zamieścić tą fotkę na swoim koncie na Facebooku. Ale najwyraźniej któryś z jego dwustu znajomych uznał, że zdjęcie nie jest tak zabawne, wręcz przeciwnie i doniósł na asystenta do mediów. Szybko wybuchła polityczna awantura. Zdjęcie znalazło się we wszystkich mediach, informacja o Zegarskim znalazła się na pasku TVN24. Opozycja była oburzona, a komentatorzy sceny politycznej pytali, czy majtki na hełmie to jakaś tajna broń MSZ? Kilka dni po opublikowaniu zdjęcia, oskarżony o znieważenie polskiego munduru podał się do dymisji i przeprosił za swój bezmyślny czyn.

- Byłem głupi. I to podwójnie. Po pierwsze, robiąc to zdjęcie. Po drugie, wrzucając je na Facebooka. Ale moje konto jest prywatne, więc ani moich wpisów, ani do zdjęć nie mają dostępu przypadkowi internauci. Nie pomyślałem, że to zdjęcie mogłoby trafić opinii publicznej – tłumaczy Zegarski we „Wprost”. – No cóż, za głupotę się płaci i ja zapłaciłem – dodaje na koniec.

Fuck Me Like The Whore I Am
Minister Radosław Sikroski rzeczywiście ma pecha do swoich asystentów. Kłopoty miała również Maya Rostowska – córka ministra finansów, która pracuje jako tłumaczka w MSZ. Nie dość, że samo jej zatrudnienie wywołało sporo kontrowersji, mówiono wówczas o nepotyzmie i braku kompetencji, to do opinii publicznej dotarło bulwersujące zdjęcie. 23-letnia panna Rostowska dała się sfotografować z papierosem na tle wulgarnego hasła „Fuck Me Like The Whore I Am (z ang. „wydymaj mnie jak sukę, którą jestem”). I warto zaznaczyć, że dziewczyna wydaje się dobrze czuć na tle tego napisu, na twarzy maluje się jej tajemniczy uśmieszek. Zdjęcie szybko stało się hitem Internetu. Ponownie doszło do sytuacji, kiedy to jeden ze znajomych Mai Rostowskiej przekazał to zdjęcie mediom. Tłumaczka zachowała pracę, co nadal oburza obserwatorów sceny politycznej. Profil Rostowskiej zniknął, ale szepczę się, że córka ministra ma już nowe konto na Facebooku (stare przyzwyczajenia). Tyle, że ze zmienionymi danymi.

Oglądaliśmy profil, jesteś zwolniona
Okazuje się, że nie tylko zdjęcia mogą być powodem burzy medialnej. Czasami wystarczy jeden komentarz, by pracodawca tracił zaufanie do swojego pracownika. Dobrym przykładem jest sprawa Elżbieta Wiśniewska, jeszcze nie tak dawno szefowa warszawskiej spółki Miejskie Przedsiębiorstwo Taksówkowe. Kobieta, po tym jak rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej spotkały się z premierem Tuskiem, zamieściła na swoim koncie na Facebooku taki oto wpis: "Nie wybierali się do premiera w sprawie wyjaśnienia przyczyn katastrofy, bo to sprawa prokuratury, nie wybierali się towarzysko, bo premier w pracy nie prowadzi życia towarzyskiego. Po co więc chcieli przyjść jak nie po kasiorę". Wiśniewska spodziewała się, że jej wpis wywoła dyskusję, co najwyżej wśród jej znajomych z portalu. Wywołał dyskusję w ogólnopolskich mediach. Hanna Gronkiewicz-Waltz zwołała posiedzenie rady nadzorczej MPT, która to odwołała Wiśniewską ze stanowiska. Prezydent Warszawy stwierdziła, że nic nie może tłumaczyć nagannych wypowiedzi szefowej miejskiej spółki.

BHP XXI wieku
Pracodawcy coraz częściej przeglądają profile swoich pracowników albo kandydatów na konkretne stanowisko. Wszelkiego rodzaju zdjęcia z kieliszkiem, w negliżu, w dwuznacznych sytuacjach są niemile widziane. Coraz częściej zdarza się, że Facebook jest powodem zwolnień. Przykład? Pracownica jednego z największych producentów piwa zamieściła zdjęcie, na którym trzyma butelkę piwa konkurencji. Nie przedłużono jej umowy. Inna  pracownica agencji PR zamieściła na swoim profilu komentarz „bo wszyscy piarowcy to prostytutki”. Nagana, obcięcie premii i nie przedłużenie umowy. Przykłady można mnożyć. Co ciekawe firmy reagują na popularność Facebooka i opracowują kodeks niedopuszczalnych zachowań. Chyba pierwszą firmą w Polsce, która coś takiego opracowała jest wrocławska agencja PR – Publicon. Jej szef – Szymon Sikorski chwali się, że jest „BHP XXI wieku”. Co zakłada kodeks? W pracy pracujemy, nie zajmujemy się farmą na Facebooku. Po pracy nie zamieszczamy na koncie wpisów z nią związanych. Nie zamieszczamy też kontrowersyjnych zdjęć. I to – zdaniem wielu specjalistów ds. PR – jest dobrym rozwiązaniem.


Źródło:
„Wprost”, Nr 48 (2010), 22 – 28 listopada, ISNN: 0209-1747
http://www.zyciewarszawy.pl
Tworzenie stron internetowych - Kreator stron WW